Problem tolerancji (a
raczej jej braku) towarzyszy ludzkości od najdawniejszych lat. Już
w starożytnym Rzymie, który rozrastał się (szczególnie w czasach Cesarstwa) w coraz to większe
i potężniejsze imperium, na zajętych terenach o zupełnie różnej przecież obyczajowości, wierzeniach i kulturze dochodziło do konfliktów pomiędzy np. przedstawicielami różnych religii. W średniowieczu natomiast na palcach jednej ręki wymienić można państwa, które otwarcie akceptowały na swoim terenie więcej niż jeden panujący rodzaj wiary; dużym prześladowaniom na tle narodowościowym podlegali również Żydzi.
w starożytnym Rzymie, który rozrastał się (szczególnie w czasach Cesarstwa) w coraz to większe
i potężniejsze imperium, na zajętych terenach o zupełnie różnej przecież obyczajowości, wierzeniach i kulturze dochodziło do konfliktów pomiędzy np. przedstawicielami różnych religii. W średniowieczu natomiast na palcach jednej ręki wymienić można państwa, które otwarcie akceptowały na swoim terenie więcej niż jeden panujący rodzaj wiary; dużym prześladowaniom na tle narodowościowym podlegali również Żydzi.
Jako jeden z pierwszych
w historii dyskusję o tolerancji podjął Polak- Paweł Włodkowic,
żyjący na przełomie wieku XIV i XV uczony, prawnik oraz pisarz
religijny i polityczno-społeczny. Już na soborze w Konstancji
głosił, że narody pogańskie powinny mieć prawo do zachowania
własnych wierzeń. Poważna dyskusja na temat tolerancji rozgorzała
natomiast dopiero w wieku XVI i XVII w odpowiedzi na reformację,
wojny religijne i prześladowania, będące następstwem głębokiego
rozłamu w Kościele, zapoczątkowanego przez m.in. Marcina Lutra czy
Henryka Zwinglego. Warto w tym miejscu wspomnieć o wyjątkowej
sytuacji Polski w tamtym okresie, która była bodaj najbardziej
otwartym na inne wierzenia i narodowości krajem w Europie (patrz
Konfederacja Warszawska z 1573r.).
Rozkwit dyskusji nad
pojęciem tolerancji przypada jednak na czasy Oświecenia. Wtedy to
żyli najwięksi twórcy i filozofowie, wtedy też powstały
największe dzieła, które często do dzisiaj służą za wzór i
kształtują współczesną europejską mentalność. Oświecenie to
czas myśli, jej dynamicznego rozwoju i społecznej wręcz apoteozy;
rozum, umiejętność nim się posługiwania, stanowiły o istocie
człowieczeństwa. Okres ten przyniósł największe teorie
filozoficzne w dziejach, a tolerancja była jednym z najważniejszych
obecnych w nich zagadnień.
Pierwszym bodajże
twórcą, który przedstawił własną skonkretyzowaną i
usystematyzowaną teorię był John Locke- angielski filozof, lekarz,
polityk i ekonomista. W swoich „Dwóch Traktatach o Rządzie”
oraz w szczególności „Listach o Tolerancji” brytyjski myśliciel
zapoczątkował nowe rozumienie dotychczasowego pojęcia tolerancji,
nadał mu zupełnie nowy sens i znaczenie. Przede wszystkim odszedł
od tradycyjnego, przednowożytnego pojmowania tolerancji jako
wyniesionegoz dosłownej łacińskiej etymologii „cierpliwego
znoszenia”. Do tej pory bycie tolerancyjnym nie było traktowane
jako społeczna wartość, czy cnota, a jedynie jako pragmatyczna
postawa, która przy wyrażeniu bezpośredniej dezaprobaty i nagannej
oceny zachowania, w celu podtrzymania społecznego spokoju, w
ograniczonym stopniu je akceptowała, zachowywała wobec niego
obojętność. Locke za jeden ze swoich życiowych celów postawił
sobie zmianę tego stanu rzeczy.
W jego pojmowaniu tolerancji winno się nadać rangę obywatelskiej cnoty, nadrzędnej ludzkiej wartości; tolerancyjność traktował jako konieczny fundament, nowoczesnego, rozwijającego się społeczeństwa.
W jego pojmowaniu tolerancji winno się nadać rangę obywatelskiej cnoty, nadrzędnej ludzkiej wartości; tolerancyjność traktował jako konieczny fundament, nowoczesnego, rozwijającego się społeczeństwa.
Podstawą takowego
społeczeństwa i gwarantem zachowania w nim zasady tolerancji miałby
być wedle niego bezwzględny rozdział państwa od kościoła, sfery
świeckiej od duchowej. Wartości doszukiwał się w samej
różnorodności i pluralizmie. Locke wywodząc istotę tolerancji
z chrześcijańskiej tradycji miłości bliźniego, głosił równocześnie, że nie powinien sobie zawłaszczać do niej prawa kościół, ani żadna inna instytucja; powinna być ona prawem
i przywilejem całego rodzaju ludzkiego, niezależnie od wyznania, czy strony politycznego sporu. Co ciekawe, mimo wyraźnie zarysowanej postawy prosekularyzacyjnej, filozof twierdzi, że podobnie jak i religijnej części społeczeństwa, tak i ateistom nie powinien przysługiwać monopol na głoszenie tolerancji, albowiem jak sam pisze w swoim sławnym „Liście o Tolerancji”: „Nie może sobie żadnego przywileju tolerancji udzielić ktoś, kto przez ateizm burzy od posad wszelką religię”. Filozofia Locka stworzyła podstawy dla nowoczesnego liberalizmu, myślenia wolnościowego i postawy republikańskiej (warto wspomnieć, że fragmenty Dwóch traktatów
o rządzie są w wiernie cytowane w Deklaracji Niepodległości i Konstytucji USA, tworząc ich filozoficzną podstawę).
z chrześcijańskiej tradycji miłości bliźniego, głosił równocześnie, że nie powinien sobie zawłaszczać do niej prawa kościół, ani żadna inna instytucja; powinna być ona prawem
i przywilejem całego rodzaju ludzkiego, niezależnie od wyznania, czy strony politycznego sporu. Co ciekawe, mimo wyraźnie zarysowanej postawy prosekularyzacyjnej, filozof twierdzi, że podobnie jak i religijnej części społeczeństwa, tak i ateistom nie powinien przysługiwać monopol na głoszenie tolerancji, albowiem jak sam pisze w swoim sławnym „Liście o Tolerancji”: „Nie może sobie żadnego przywileju tolerancji udzielić ktoś, kto przez ateizm burzy od posad wszelką religię”. Filozofia Locka stworzyła podstawy dla nowoczesnego liberalizmu, myślenia wolnościowego i postawy republikańskiej (warto wspomnieć, że fragmenty Dwóch traktatów
o rządzie są w wiernie cytowane w Deklaracji Niepodległości i Konstytucji USA, tworząc ich filozoficzną podstawę).
Innym wielkim
myślicielem epoki Oświecenia był francuski pisarz, dramaturg i
historyk, François-Marie Arouet,
lepiej znany jako Wolter (właść. Voltaire). Urodzony
w Paryżu filozof znany był ze swoich śmiałych i krytycznych
poglądów, często wobec siebie sprzecznych i budzących liczne
kontrowersje. Niejednokrotnie zawłaszczany przez różne ideologie,
Wolter pozostał jednak niezależny, wobec wszelkich myśli i
przekonań zachowywał sporą rezerwę, przez całe życie był
przede wszystkim gorącym zwolennikiem liberalizmu. Ów
liberalizm najlepiej wyraża się w powszechnie przypisywanych
(błędnie zresztą; ich prawdziwym autorem,
a w zasadzie autorką jest angielska pisarka Evelyn Beatrice Hall) Wolterowi słowach: „Nie zgadzam się z tym co mówisz, ale oddam życie, abyś miał prawo to powiedzieć.”. Mimo iż nigdy przez twórcę „Kandyda” niewypowiedziane, słowa te są kwintesencją wolterowskiej myśli wolnościowej i w pigułce wyrażają jego pogląd na tolerancję. Ją traktuje Wolter jako udział ludzkości, przyrodzone prawo natury, jak pisze w swoim „Słowniku filozoficznym”, swoiste „wybaczenie ludzkiej głupoty”. Wszelkie uprzedzenia rasowe, etniczne, polityczne, religijne traktuje jako kompletny nonsens i barbarzyństwo względem nowoczesnego porządku społecznego; ich bezpodstawność i irracjonalność w swoim stylu, poprzez metaforę demonstruje na przykładzie kupców handlujących na targu: „Gdy na giełdzie w Amsterdamie, Londynie, Suracie i Basorze zawierają ze sobą transakcje: gwebr, hinduski banian, Żyd, mahometanin, chiński bałwochwalca, bramanin, chrześcijanin obrządku greckiego, chrześcijanin obrządku rzymskiego, chrześcijanin-protestant, chrześcijanin-kwakier- wówczas żaden z nich nie porwie się ze sztyletem na drugiego, aby zdobywać dusze dla własnej religii. Dlaczegóż więc wyrzynaliśmy się wzajemnie prawie bez przerwy od czasów pierwszego soboru w Nicei?”. Problem pozostawia jednak bez odpowiedzi.
a w zasadzie autorką jest angielska pisarka Evelyn Beatrice Hall) Wolterowi słowach: „Nie zgadzam się z tym co mówisz, ale oddam życie, abyś miał prawo to powiedzieć.”. Mimo iż nigdy przez twórcę „Kandyda” niewypowiedziane, słowa te są kwintesencją wolterowskiej myśli wolnościowej i w pigułce wyrażają jego pogląd na tolerancję. Ją traktuje Wolter jako udział ludzkości, przyrodzone prawo natury, jak pisze w swoim „Słowniku filozoficznym”, swoiste „wybaczenie ludzkiej głupoty”. Wszelkie uprzedzenia rasowe, etniczne, polityczne, religijne traktuje jako kompletny nonsens i barbarzyństwo względem nowoczesnego porządku społecznego; ich bezpodstawność i irracjonalność w swoim stylu, poprzez metaforę demonstruje na przykładzie kupców handlujących na targu: „Gdy na giełdzie w Amsterdamie, Londynie, Suracie i Basorze zawierają ze sobą transakcje: gwebr, hinduski banian, Żyd, mahometanin, chiński bałwochwalca, bramanin, chrześcijanin obrządku greckiego, chrześcijanin obrządku rzymskiego, chrześcijanin-protestant, chrześcijanin-kwakier- wówczas żaden z nich nie porwie się ze sztyletem na drugiego, aby zdobywać dusze dla własnej religii. Dlaczegóż więc wyrzynaliśmy się wzajemnie prawie bez przerwy od czasów pierwszego soboru w Nicei?”. Problem pozostawia jednak bez odpowiedzi.
Owej
odpowiedzi, rozwiązania poszukuje natomiast od wieków szeroko
rozumiana sztuka, kultura. Od czasów Locke'a i Woltera samo pojęcie
tolerancji, jego istota przeszły głęboką transformację.
Współcześnie
pojęcie tolerancji jest niestety często ideologizowane i
upolityczniane, zawłaszczane przez niektóre grupy społeczne do
osiągnięcia konkretnych, pragmatycznych celów. Jeśli więc
porównać ją z nazwanymi w poprzednich akapitach cechami klasycznej
Oświeceniowej tolerancji, która
od wszelkich ideologii i grup wpływów starała się jak najbardziej
odcinać,
można by pokusić się o stwierdzenie, iż coraz częściej bywa ona
dziś ich zupełnym przeciwieństwem. Znamiona
takiej postawy dostrzec można w działaniach wielu współczesnych
artystów związanych z tzw.
głównym
nurtem sztuki;
powstające dzieła niejednokrotnie mają charakter dydaktyczny,
wychowawczy, propagujący pewne ustalone normy i zdają się w wielu
sytuacjach przeprowadzać swój własny program edukacyjny,
moralizatorski (np. niezwykle nośna w ostatnich latach ideologia
Gender), z góry odrzucają i piętnują wszelką odmienność postaw
i poglądów. Tolerancja
przestaje być prawem i przywilejem całości człowieczeństwa,
staje się zaś narzędziem walki pewnych stref wpływów z innymi,
pretekstem do kształtowania systemów etycznych wartości i
świadomości społecznej.
Tego
rodzaju tendencje dostrzec można dla przykładu w kinie polskim
ostatnich lat. Powstają coraz to nowe filmy mające „burzyć
mity”, „obalać stereotypy”, „wyciągać
na wierzch przywary i słabości narodu”, „oduczać Polaków
megalomanii i ksenofobii”, „rozliczać
się z historią”.
Tak, często dosłownie, brzmią opisy i recenzje wielu produkcji
ostatnich lat, takich jak np. niezwykle głośne „Pokłosie”
Władysława Pasikowskiego, czy budzący
liczne kontrowersje najnowszy film Małgośki Szumowskiej- „W
imię”.
„Pokłosie”-
chyba jeden z najbardziej dyskutowanych tytułów ostatniej dekady,
film traktujący o prawdziwej skądinąd historii masowego zabójstwa
żydowskich mieszkańców miasta Jedwabne i okolic dokonanego
przez grupę około 40 Polaków w
1941 r. Film,
abstrahując od lekko mówiąc mocno wątłej (czego dowodzi analiza
wielu historyków)
warstwy
faktów, przede wszystkim przedstawia przedstawicieli narodu
polskiego jako zażartych antysemitów i fanatycznych morderców,
pijaków
mordujących
Żydów tak naprawdę dla
rozrywki, tylko
dlatego, że są (jak
bezpośrednio pada w filmie) „winni śmierci Chrystusa”. Całości
wymowy obrazu dopełnia patetyczna
scena
ukrzyżowania,
czy palenia
Żydów w stodole, która przypomina momentami rodzaj okultystycznego
rytuału. Mocno
dyskusyjna i kontrowersyjna treść filmu jest tu jednak sprawą
drugorzędną, prawdziwy problem leży w sferze medialnej recepcji
tej produkcji. Film określany jest jako „sumienie narodu”, jako
forma rozliczenia się z ciemną stroną historii Polski i wykazania
uprzedzeń, rzekomo tkwiących w nas do dzisiaj.
Jest to historia niezwykle skrajna,
jednostronna,
traktująca o bardzo małym wycinku historii Polski; historia grupy
40 wieśniaków została w mediach głównego nurtu rozdmuchana do
rangi metafory dzisiejszej polskiej rzeczywistości; wszelkie
przejawy krytyki, czy to warstwy historycznej czy fabularnej filmu
sprowadzane są do zachowań zaściankowych lub/i antysemickich, jako
próby uniknięcia odpowiedzialności, ucieczki od nieuchronnie
obciążających nas dziejów. Wszelka polemika, niezgoda jest
wypychana na margines dyskusji, traktowana jest bezpośrednio jako
potwierdzenie tezy o Polakach zawartej w filmie, jako ludziach
nietolerancyjnych, zamkniętych na wszelką odmienność czy obcą
kulturę, uciekających
od „prawdy”. Film
pełni funkcję swoistego moralitetu, narzędzia- jak napisał w
swojej recenzji redaktor naczelny portalu Filmweb.pl, Michał
Walkiewicz- sprawa bierze górę nad sztuką.
Podobna
sytuacja występuje w przypadku wspomnianego przeze mnie wcześniej
filmu „W imię” Małgorzaty, czy jak kto woli-
Małgośki Szumowskiej. Sama reżyserka określa swoje dzieło jako
„film o miłości, samotności”, odżegnuje się od nazywania
swojego filmu, jak chcą niektórzy filmem o homoseksualizmie.
Jednakże jakby na to nie patrzeć, kwestia
ta
w trakcie projekcji wyraźnie wysuwa się na pierwszy plan, problem
miłości, czy samotności zostawiając daleko w tyle. I ponownie,
to nie treść filmu, skądinąd mocno burząca moralnie (zostawiając
kwestie orientacji seksualnej i stanu duchownego głównego bohatera,
scena seksu z niepełnosprawnym, co można wywnioskować z treści
filmu, chłopcem, budzi we mnie osobiście spore etyczne
wątpliwości), a jego odbiór i medialna prezencja tak naprawdę
stanowią główną oś przedstawianego przeze mnie problemu. Film, w
wielu momentach całkiem solidny artystycznie, staje się po raz
kolejny, za sprawą swojej kontrowersyjności, pobudką do dialogu, w
rzeczywistości będącego jednak bardziej jednostronnym monologiem
strony politpoprawnościowej, w której nie ma miejsca na odmienne
zdania ludzi o bardziej konserwatywnych poglądach. Obrona
tradycyjnych wartości staje się obiektem szyderstwa, swoja drogą
bardzo przewrotnie- swoistej nietolerancji. Krytyków tezy, kolejny
raz powtarzam tezy, wyraźnie postawionej w filmie, określa się
jako „ciemnogród”, „zaścianek” nowoczesnego społeczeństwa,
wątpliwości zgłaszane względem moralnej wymowy produkcji
traktowane są jako wyraz wstecznictwa i
dyskryminacji.
Tolerancja
coraz częściej działa tylko i wyłącznie w jedną stronę.
Niezgoda i polemika z ogólnie przyjętymi aksjomatami staje się
czymś nieprzyzwoitym, nieprzystającym współczesnemu modelowi
człowieka. Oświeceniowe
ideały przyświecające pierwszym piewcom tolerancji, określające
ją jako nieprzynależną do żadnej ideologii, powszechną ludzką
wartość, odchodzą
powoli w zapomnienie. Tolerancja
staje się narzędziem w rękach konkretnych grup wpływów, które
wymachują nią niczym szabelką w imię propagowania własnej myśli
i realizowania swoich interesów, zmiany
społeczeństw.
Pod
przykrywką tolerancji kryje się dziś jej istne
zaprzeczenie, odrzucenie
pluralizmu i próba dydaktycznego wpływania na ludzkie umysły w
imię stworzenia rzekomo „lepszej” wizji świata, świata
jednowymiarowego, zdominowanego przez jeden przewodni, „poprawny”
prąd myślowy. Wizja to przyznam iście orwellowska, wielu ludziom
zdawać się może przesadzona i pretensjonalna, aczkolwiek, uważam,
realizująca się niestety na naszych oczach. Najprzykrzejsze w tym
wszystkim jest to , że narzędziem, bronią w tej walce staje się
coraz częściej przestrzeń sztuki, przestrzeń, która przez wieki
była synonimem wolności myśli i poglądów, pluralizmu i dyskusji.