poniedziałek, 25 lutego 2013

O demokracji słów kilka

"To jest kuriozalna sytuacja, bo to pokazuje, że sąd uważa, iż większość powinna rządzić, nie zważając na prawa mniejszości"
~ Janusz Palikot, 25.02.13

A wszystko ,jak to w poważnym, dojrzałym państwie, w obliczu gospodarczego kryzysu, rosnącego długu publicznego, kulejącej demografii, spadających morale społecznych, w okresie mocnych perturbacji w strefie Euro i zażyłych negocjacji w kwestii kontynentalnej integracji bywa, rozchodzi się o wszystkim znany i (nie)lubiany symbol religii chrześcijańskiej i faszyzmu, czyli Krzyż 

Wydawać by się mogło, że moda na krzyż już dawno minęła, ze czasy paradujących na krakowskim przedmieściu starszych pań w czapkach z wełny angorskich kóz dawno odeszły w zapomnienie, podobnie jak ucichły echa dyskusji o obecności symboli religijnych na sali sejmowej, a jaśnie nami rządzący w końcu zabrali się do roboty i zajęli poważniejszymi tematami, takimi jak dla przykładu związki partnerskie. Nic bardziej mylnego. Jak powracający bumerang, znienacka uderzający niewprawionego aborygeńskiego buszmena w tył głowy, tak dziś, po ponad roku przerwy, spomiędzy polemik na temat popularnych ostatnio genitaliów i ulubionych miejsc ich bytowania w przyrodzie, łamiących zasady demokracji rewolucjonistów (czyt. Gowin) oraz zgłaszanych kandyatur na marszałka, marszałkinie, marszałko, marszałkowo... (sic!) sejmu, wyłoniły się dwie skromne zbite ze sobą prostopadle drewniane deseczki- owoc nienawiści i nietolerancji oraz alegoria ciemnogrodzkiego zaściankowstwa.

I wszystko uszłoby mimochodem moim zahartowanym i uodpornionym przez te wszystkie lata na sensacje uszom, gdyby nie wypowiedź prezesa "Ruchu Poparcia tegoż Prezesa", którą przytoczyłem we wstępie. 

Demokracjaustrój polityczny i forma sprawowania władzy, w których źródło władzy stanowi wola większości obywateli
                                                                                          (źr. Wikipedia)

W tym momencie postulaty o darmowy dostęp wszystkich obywateli do internetu nabierają realnego sensu. W ostatnich miesiącach możemy zaobserwować drastyczny kryzys, jak to określił świętej (bez obrazy) pamięci Winston Churchill, najgorszego z najlepszych, czy jak kto woli najlepszego z najgorszych ustrojów. Demokracja gubi swoje podstawowe założenia. Jeszcze lepiej i dosadniej obrazującym to przykładem, jest casus parlamentarnego głosowania w kwestii "formalizacji związków nieformalnych". Głosujący zgodnie ze swoim systemem wartości i sumieniem konserwatywni parlamentarzyści Platformy, okrzyknięci zostali w mediach zagrożeniem dla demokracji i ładu publicznego. Za posiadanie i obronę własnych poglądów nie powinno dostawać się dzisiaj pod żadnym pozorem wyrazów podziwu czy oklasków, a co najwyżej wypowiedzenie współpracy z partią, o czym głośno mówi sam premier:

"Stało się coś dramatycznego. Minister Gowin dostaje w Sejmie oklaski od PiS. Jeśli nie zatrzymamy tego teraz, nie zatrzymamy tego już nigdy. Konserwatyści mówią o głosowaniu zgodnie z sumieniem. Ja tego będę bronił, ale po co się spotykacie dwa razy w miesiącu? To nie jest kwestia sumienia, to kwestia frakcji. Mimo płomiennych zapewnień Jarka wiem, że szykujecie kolejne spotkania. Bez znaczenia, czy zorganizuje je Jarek, czy ktoś inny. Jeśli się odbędą, potraktuję to jako definitywny koniec współpracy i zaproponuję pokojowe rozstanie dwóch grup. Chyba macie dobrą pamięć, wiecie, że w przeszłości już to robiłem."

Symbole religijne, związki partnerskie, wszystkie te sejmowe dewiacje i gwałty tylko dzielą nasze i tak już mocno skłócone wewnętrznie społeczeństwo. Czyż nie lepiej byłoby powrócić do dyskusji o gospodarce, zarządzaniu państwem lub innych błahych i mało znaczących kwestiach? To taki miły, przyjemny, łączący i budujący przyjaźnie temat.

I przynajmniej nie budzi wśród ludzi dziwnych syntetycznych tworów pokroju WŁASNEGO ZDANIA czy SUMIENIA.

Pozdrawiam defetystycznie
Ptak Fryderyk

Z kalendarza (02) - 25 lutego 1956


Nikita Chruszczow podczas XX Zjazdu KPZR wygłosił referat "O kulcie jednostki i jego następstwach", w których jednoznacznie potępił dyktaturę Józefa Stalina. Mimo że system jako taki nie został w ogóle obciążony odpowiedzialnością, datę tę przyjmuje się umownie jak początek Odwilży w ZSRR. Dzięki niej stały się możliwe publikacje na przykład Aleksandra  Sołżenicyna ("Archipelag Gułag").

sobota, 23 lutego 2013

Prawdziwa "Nowa Prawica" ?


       Niestety materiał jakim dysponuję to zlepy plotek, niedomówień,  owianych tajemnicą listów etc. Wszystko obraca się wokół Jarosława Gowina, który wydawałoby się czeka już tylko by udać się na szafot. Jednak to właśnie on trzyma teraz w szachu prezesa rady ministrów Donalda Tuska. Choć groźby groźbami (np: ta ze zjazdu w Jachrance, gdzie Tusk przestrzegał Gowina by "nie stracił sensu bycia w Platformie)  prawda jest bolesna, to właśnie Platforma potrzebuje Gowina a nie na odwrót. Bez niego przestanie być po prostu "obywatelska", a stanie się dyktatorskim kółkiem adoracji Donalda T. Bądź co bądź tego wyborcy by chyba nie wytrzymali (z drugiej strony znieśli już tyle...). Patrząc na wyniki głosowania w sprawie związków partnerskich (gdyby Gowin pociągnął za sobą wszystkich) byłby to dość spory ubytek: 46 posłów konserwatywnego skrzydła platformy, co stanowi ponad 20 % rządu.

      Do całej sytuacji pikanterii dodają pogłoski o chęci tworzenia nowej partii o charakterze neoendeckim przez Radosława Sikorskiego, Romana Giertycha i Michała Kamińskiego. Gdyby czterej panowie zdołali się porozumieć mógłby powstać bardzo silny blok prawicowy, który stanowił by ciekawą alternatywę dla skostniałego i programowo lewicowego PiSu, który skutecznie wrzucony do jednego wora z faszystami już wiele na scenie politycznej nie zdziała. 

Cuda

     Szansa? Praktycznie zerowa... Niestety. Musiałby zaistnieć konkretny mikroklimat społeczny na podwaliny takiego projektu. Po pierwsze większość wyborców PIS musi uwierzyć, że jest droga, która omija mitologię Jarosława Kaczyńskiego. Po drugie korwiniści i cała reszta michalkiewiczyzny powinna zdać sobie sprawę, że najwyższy czas poprzeć opcję, która może nie taka radykalna, ale ma szansę odnieść sukces w wyborach. Ostatecznie konserwatywny elektorat PO musi przestać popierać Premiera i póki Gowin jeszcze do końca nie zostanie okrzyknięty antysemickim faszystą, mocno go wesprzeć.

      Wierzę w cuda. Nawet tak niewyobrażalne jak powyższy

Jędrek Krokodyl

czwartek, 21 lutego 2013

Artystyczna Bohema Świdnicy, a problem "Puszki" Warhola



Wczoraj, czyli dla matematykofobów, dwudziestego dnia Lutego, pragnąc sprawić pozór człowieka kultury, byłem wybrałem się, ubrany w hipsterską czapkę, nad wyraz kolorowy szalik i intelektualny sceptycyzm na twarzy, do miejsca zwanego potocznie "Miejskim Teatrem". W ramach pewnego festiwalu, nazwanego nie wiedzieć czemu "Okiem Młodych" (ze względu na średnią wieku obecnych na sali winien być prędzej nazwany "Okiem Starych" lub  ewentualnie festiwalem "Czas zadbać o wzrok"), poddany projekcji został dokument wyprodukowany przez amerykańskich globalistów ze stajni HBO- "Świat według Iona B." rumuńskiego reżysera- Alexandra Nanau.

Film swoją drogą ciekawy, choć to nie on był, wbrew pozorom, główną atrakcją wieczora i specjalnie nie mam zamiaru na jego temat się roztkliwiać (zainteresowanych odesłałbym do FilmWebu, lecz film ten jest zbyt alternatywny i ambitny, by posiadać nań choć krótki opis). Historia żyjącego na śmietniku bukaresztańskiego (?) bezdomnego, który w wieku 68 lat, odnaleziony przez miejscowego merszanta, zostaje wielkim artystą, wystawianym w największych galeriach sztuki Europy (smells like Hollywood; mimo wszytsko polecam obejrzeć jego kolaże), była jedynie przyczynkiem do niezwykłej, ponadgodzinnej dyskusji o wszelkiego rodzaju opakowaniach produktów spożywczych, pisuarach, fontannach, czy innych Diszampach i Łorcholach.

Czyli o tak zwanym pop-arcie (przepraszam miłośników owej sztuki, na publiczny lincz możemy umówić się w dowolnie wybranym terminie). A wszystko zaczęło się od bardzo zajmującej refleksji, dlaczego tytułowy Ion, który, jako osoba ze społecznego marginesu, żyjąca pomiędzy gnijącymi resztkami jedzenia i wyrzucanymi przez okna kamienic starymi gazetami, wychowana w na swój sposób hermetycznym środowisku państwa poddanego komunistycznej dyktaturze, nie powinien być podejrzewany o znajomość wytworów zachodniej popkultury, na jednym ze swoich kolaży umieścił najsławniejszą chyba puszkę zupy pomidorowej na świecie:

Problem podniósł niejaki Lechu:
- "Ja rozumiem, że można być idiotą, ale jak można nie znać Warhola?"
W dyskusję, na temat wątpliwej autentyczności, kreowanej przez reżysera, artystycznej nieświadomości bohatera, włączyli się później pozostali członkowie "intelektualnego gangu znawców ludzkiej głupoty" (nazwanie ich gangiem nieprzypadkowe) o pseudonimach: Rychu, Zbychu, Kama i Pietras. (a nie mówiłem). Jako, że nie posiadam groźnie brzmiącego przydomka, nie ważyłem włączać się w dysputę- słuchałem więc cierpliwie. I nasłuchałem się.

Hamilton, Velazquez, Bosch, Paolozzi, Phillips, Blake. Skromy mój umysł głupiego nastolatka gotował się już niemalże od natłoku nazwisk, tytułów obrazów, rodzajów technik malarskich, naprzemiennych, wypływających ze wszystkich stron, pochwał i inwektyw. I byłby wybuchł niepodważalnie gdyby nie nagłe podsumowanie dyrektora jednego z miejscowych liceów (ci cholerni oświatowcy już tak mają), ze cieszy się, że ma do czynienia z tak mądrymi i ciekawymi świata ludźmi, które zbiło egocentrycznych dyskutantów z niosących ich fal samouwielbienia (dla prawdziwego intelektualisty, bycie określonym jako mądry, winno być brane za obelgę) i momentalnie zakończyło dyskusję.

A czekałem, aż złapią się za fraki i przeleje się jakaś humanistyczna krew.

I pomyśleć, że to wszystko przez bezdomnego i puszkę pomidorów.

Pozdrawiam wieczornie
Fryderyk Ptak
   




wtorek, 19 lutego 2013

Z kalendarza (01)

 19 lutego 1807 r. 

Uroczyste odczytanie dekretu Napoleona Bonaparte, na rynku w Bydgoszczy, o utworzeniu Księstwa Warszawskiego.

Warto pamiętać, o tym wydarzeniu, zwłaszcza że obecnie pewne środowiska banalizują rolę Księstwa, które mimo protektoratu francuskiego było jednak namiastką państwa polskiego.

J.K.

Schopenhauer przez CH

Ale nie o tym będziemy dziś mówić.

Jak mniemam zdążyliście już poznać specyficzny rodzaj humoru mojego drogiego kolegi i ostrzegam (bądź anonsuję) po przyjacielsku, że, chcąc być czytelnikami naszej strony, będziecie musieli się Państwo do niego przyzwyczaić, a nawet polubić (za spowodowane owym szkody psycho-zdrowotne redakcja, w gwoli ścisłości, nie odpowiada)


Ale jak to mówią- do związku partnerskiego się zagoi.

Wstałem dziś rano, o dziwota, bez krzty kseno-, arachno-, homo-, kaligyne-, heksakosjoiheksekontaheksa- fobii, bez krzty zawiści i zaściankowości, wyzbyty moralno-społecznych uprzedzeń i prymitywnych nacjonalistycznych ograniczeń, a jedynym uczuciem jakie bytowało podówczas w mojej małej faszystowskiej główce, było nieprzeparte i nieokiełznane pragnienie, poleżenia jeszcze w łóżku aż do ozwania się kolejnego przeraźliwego sygnału budzika. 5 minut drzemki (swoją drogą najpodlejszego wynalazku współczesnej technologii), później kolejne 5 minut, kolejne, ach przecież nie zaszkodzi! I mało byłbym nie spóźnił się na poranne zajęcia z łaciny, gdyby nie zacna próbka owej, która dosięgnęła mnie bezlitośnie zza uchylonego poprzedniego wieczora okna, której cytować, z racji kultury osobistej, nie będę.

Rozpaczając nad rozpaczliwym stanem wychowania dzisiejszej młodzieży, udałem się w podróż poprzez zasypany śniegiem podjazd mojego domu. I w kontekście niedawno przeprowadzonej reformy, związanej z regulacją wywozu odpadów komunalnych, ni stąd ni zowąd, napadła mnie pewna moralna refleksja- dlaczego nasze kochane państwo nie mogłoby w jakiś sposób ustawowo prolongować również procesu odśnieżania przydomowych ogródków?

Jak kochać i dbać o swoich obywateli, to całym sercem!
By wszystkim żyło się lepiej! W szczególności dyskryminowanym ogródkom.


Pozdrawiam
Fryderyk Ptak

poniedziałek, 18 lutego 2013

Poplątane

         Postanowiłem, na dobry początek, zarzucić was małą anegdotką w stylu wielkiego mistrza Shopenh... to jest Strasburgera, ilustrującą heroiczną próbę odnalezienia się młodego katolika w brutalnej rzeczywistości. Ad rem. Wracając z kina, opowiadałem dziewczynie o imprezie urodzinowej pewnej panny. Chciałem rozpocząć od omówienia nietypowego prezentu, który mój przyjaciel wraz ze swoją kompanią owej pannie dał. I powiedziałem... 
"-Zgadnij co jej kupili?
- No co takiego?
- Biblię!... pfu! To znaczy wibrator"

Zygmuś na pewno skleciłby do tego procesu myślowego piękną analizę.

Pozdrawiam. Jędrek Krokodyl

Początek

Wszystko się kiedyś zaczyna.

Przygotujcie się, Drodzy Państwo, na nieokiełznane słowotoki, kontrowersyjne opinie, zajadłe polemiki, ostre wymiany zdań i światopoglądową indoktrynację z dwóch różnych punktów widzenia.

Znajdziecie tu wszystko co najgorsze w wolnych mediach!

Szeregowi Ptak i Krokodyl meldują się na rozkaz w służbie własnych kaprysów i próżności!

Do usłyszenia, zobaczenia, przeczytania.

POzdrawiamy!